czwartek, 11 sierpnia 2011

3

Tak to właśnie jest panie Bartłomieju – Dawid oparł łokcie o blat – w tym kraju wszystko jest chore. Choroba dotyka naszego myślenia, postrzegania świata, trawi władzę polityczną, rządzę konsumpcyjną, kompleks podległości i samostanowienia. Pod tą flagą rozprzestrzenia się wirus obojętności i pokazówek, pozornej jedności i ukrytej nienawiści. Alkohol, religia, pogoda, historia, wszystko jest na swój sposób zatrute. Polska, to choroba wrodzona, genetyczna. Problem jednak w tym, że nikt tu nie chce przyznać, ze jest chory, nawet przed samym sobą. Wolimy udawać, że nasze ułomności to geniusz szaleńca, że jesteśmy wybrańcami bogów, którzy tylko na moment o nas zapomnieli. Tu każdy jest erudytą, ekspertem, filozofem lub świetnym kierowcą, a w rozmowach, używa sądów kategorycznych częściej, niż zwrotów grzecznościowych. Stworzyliśmy sobie na tym skrawku ziemi przytulny chlew pełen nadziei i śmieci. Nienawidzimy go, przeklinamy, ale gdy tylko los ześle nas na wygnanie, natychmiast zaczynamy tęsknić za jego smrodem. Ja nie chcę płodzić dzieci w tym bagnie. Nie chcę patrzeć jak dorastają żywiąc się pustką, pijąc zgniłe życie. Czasami wyobrażam sobie, że mam córkę, która ma swój ukryty przede mną świat, pełen obślinionych spojrzeń starszych facetów o dwóch podbródkach i wypchanych szemranymi interesami portfelach, którzy chcą ja dotykać i pieprzyć jej młode ciało w ukryciu przed małżonkami. Wyobrażam sobie, że jej może się to podobać i sprawiać radość. Świat stał się czystym szaleństwem. Dziś wszyscy zdążyli się już zgubić pomiędzy pełnymi pułkami. Chyba nie mieliśmy jeszcze generacji, która tak często odbijałaby się w szybach. Nie odbijają się tylko krzyżyki, bo tak mało zostało nam już wiary. A na końcu, nad wszystkim, jak wygłodzony jastrząb krąży prasa. Wolna, wszystkowidząca i bezlitosna. Wie pan, oni potrafią zniszczyć każdego, mnie by też złamali. Knucie i szczucie przeciwko sobie, tylko to się teraz opłaca, tylko to jednoczy dziś ludzi. Manipulacja stała się chlebem powszednim. Żywimy się nią, oddychamy, staramy wykorzystać dla własnych celów. Nikt już nie chce rzucić się w wir prawdziwego życia, zerwać zasłony Mai i poczuć na twarzy promieni słońca. Wolimy kreować się, tworzyć wciąż na nowo, kolorować wyobrażenia innych na nasz temat. Niektórzy kontakt z realnym życiem mają tylko wówczas, gdy ukąsi ich jakiś owad. Czy o taką właśnie Polskę pan walczył, czy dla takiego kraju ginęli pana rówieśnicy?
- Dla takiego i nie dla takiego – Bartłomiej odparł spokojnie gładząc rzadką, siwą brodę. – Przede wszystkim musisz wiedzieć mój drogi Dawidzie, że żaden z nas nie bił się dla siebie. My od początku byliśmy straconym pokoleniem, którego krew musiała użyźnić glebę i umysły, aby zrodziło się nowe. Musieliśmy nosić w sercach bezwzględność, umieć niszczyć i zabijać, musieliśmy umieć nienawidzić po to, by po nas przyszły pokolenia budowniczych, które zaczną kochać, współczuć, rodzić. Dlatego tak bardzo bolą mnie twoje słowa. Nie słyszę w nich tej miłości i tego dobra. A przecież potrafiłeś być inny jeszcze nie tak dawno temu, kiedy jeszcze spotykałeś się z Anetą. To była dobra i piękna dziewczyna. Zamiast więc siedzieć tu ze starym dziadem, może powinieneś zadzwonić do niej i zaprosić na lody, lub ciastko? Może w tej sprawie da się coś jeszcze zrobić?
-Chciałbym – Dawid wyjął z paczki ostatniego papierosa i zapalił. Dym powoli wspinał sie się pod sufit. – Próbowałem nawet dziś namówić ją na spotkanie. Niestety umówiła się wcześnie z jakąś koleżanką, Kamilą, czy coś takiego. Ostatnio coraz częściej się z nią spotyka. To jakaś dziwna dziewczyna jest. Muszę przyznać, że trochę się martwię. Mam wrażenie, że z nią dzieje się coś niedobrego panie Bartłomieju.

wtorek, 9 sierpnia 2011

2

Nigdy nie wiedziałem, jak nazywa się taki rodzaj szafki i do czego może ona tak naprawdę służyć. Na pierwszy rzut oka wydaje się być dosyć pojemna, by zmieściło się tam kilka ręczników, płyn do płukania tkanin, paczka papieru toaletowego i gumowe rękawice, albo co najmniej kilka szczeniąt. Zastanawiający może być także jej sposób mocowania. Wydaje się, ze cała konstrukcja oparta jest o dwa poprzeczne żebra: jedno wkręcone do ściany, w jej wzdłuż i drugie, równoległe do tamtej, stanowiące podstawę drzwiczek. To jednak tylko czysta teoria. W życiu nie odważyłem się do niej zajrzeć. Złamać tajemnicę takiej szafki, to przekroczyć pewnego rodzaju granicę, rzekę w wyobraźni, to jak nasikać na jeszcze palące się ognisko. Zdecydowanie bardziej pociągało mnie zawsze mnożenie wielości możliwości, wymyślanie spisków i zabawnych teorii rzeczywistości, niż jej autentyczne przeżywanie, lub jak kto musi, lub woli, przeżuwanie. Wierzę (a kiedyś nawet myślałem o tym, by dla tej wiary się poświęcić), że prawdziwe życie toczy się niezależnym ode mnie biegiem, poza moim ciałem i wąską perspektywą postrzegania. To codzienna praca setek tysięcy liter, maszyn, sztalug, stóp i serc. Wszystko jest możliwe, na tak mało mam wpływ. Sytuacja taka stawia mnie jednak w niezwykle niekorzystnym położeniu względem lęków, mniejszych strachów i fałszywych wyobrażeń, powodując, iż powoli staje się ich coraz większym zakładnikiem. I tak na przykład uważam, że każdy z moich przyjaciół ma w sobie ukryty potencjalny pierwiastek kłamstwa i zdrady, że każda kobieta ma w sobie coś ze zdziry, a każde działanie fundamenty egoizmu. Zastanawiam się tylko, czy jest to kwestia tego, co ktoś mądry nazwał kiedyś naturą rzeczy, czy jest to raczej wytwór i wynalazek ludzkości, jak koło, czy żelazko, oraz gdzie w tym wszystkim może zrodzić się do życia przypadek. O tym, że to przypadek spowodował, że to właśnie tego konkretnego wieczoru, w tym, a nie innym miejscu poznałem Kamilę, wydaje się być dla mnie faktem bezsprzecznym. Pamiętam, że wtedy padało, jak to zwykle na przełomie kwietnia i maja, i że przed tym wiosennym deszczem (prawdziwym powodem mogła być jednak rzadka, lecz przemożna chęć wypicia filiżanki cappuccino) schroniłem się pod podwórkowy parasol jednej z rynkowych kawiarenek. Kawa była nie najlepsza, za ten stan obwiniać zwykłem marną jakość lokalnej wody, wynikającą z dawno nie remontowanych instalacji i kiepskich filtrów. Wtedy też zobaczyłem ją, jak wychodzi przez frontowe drzwi i zawiązuje ten czarny fartuszek, który potem tak często nakazywałem jej zakładać na nagie ciało. Lubię sprawiać, żeby się czerwieniła. Przekonuje się wtedy, że nie jest jeszcze do końca zepsuta. Czasami leżę w pościeli i wyobrażam ją sobie, jak modli się przed snem i składa ubrania na taborecie ze sklejki, albo jak śpiewa pod prysznicem te wszystkie rzewne piosenki o miłości. Mężczyzna ma zawsze tyle lat, ile kobieta, z która sypia. Ja jestem przeraźliwie starym dwudziesto trzy latkiem. Najbardziej odczuwam to po wszystkim, kiedy Kamila spłukuje mnie z siebie gorącą wodą, a ja siedzę na skraju łóżka i patrzę na zużytą prezerwatywę, pomiętą i upiornie wiszącą na nienadającym się już do niczego narzędziu. Jak długo jeszcze będzie mogła mnie zadowalać, nim nikotyna wypłuka ze mnie kadawerynę, cynk, wapń, magnez i selen, nim zrozumie, że ta miłość, mieszkanie i kot, to tylko pretekst do nieudolnej ucieczki przed dorosłością?

1

Aneta siedziała na łóżku i jadła pomarańczę. Starała się nie myśleć o możliwych konsekwencjach tego, co stało się tutaj przed chwilą. Było jej na zmianę zimno i gorąco. Za zamkniętym oknem szalała burza. Włączone cicho radio trzeszczało. To była idealna pogoda na zdradę.
- Wiesz – odważyła się w końcu odezwać naciągając kołdrę na nagie uda – ja chyba przestałam już w to wszystko wierzyć. W to miasto, w ducha świętego, w twoje słowa i udawaną niewinność . Na szczęście razem z wiarą minął mi też strach. Dziś, kiedy z potem i perfumami wysysałam ze skóry twoją duszę, zrozumiałam, że tyle w nas miłości, ile brudu, że to wszystko było jak wspólne pranie. Początkowo trochę się przeraziłam. Zawsze wyobrażałam sobie miłość, jako rodzące się małe dziecko, o które trzeba dbać i troszczyć się, które sprawia radość tak długo, aż nie stanie się męczące i uciążliwe. Potem jest już tylko cierpliwe wychowywanie, aby wyrosło na kogoś porządnego i „wykształconego”. Tymczasem to, co dziś zobaczyłam w twoich oczach, co wyczułam pomiędzy palcami, między udami i za uchem, to było czyste szaleństwo, obłęd. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może kochać w ten sposób, tak bardzo radośnie i smutno zarazem. Tak bardzo bez opamiętania. Ktoś musiał cię kiedyś bardzo mocno skrzywdzić, jak jakąś sierotę, albo zwierzaka. Nie jesteś sierotą, prawda? Ja zawsze trochę bałam się zwierząt. Czułam, że nie mogę im ufać. Może dlatego, że nie potrafiłam czytać z ich twarzy. Twoja też jest teraz dla mnie tajemnicą. Nie chodzi mi tu już nawet o oczy, które są cholernie dziwne, ani o wiecznie zimny nos, ale o to, co pod nimi. Mam wrażenie, że w każdej twojej zmarszczce, kiedy się tak do mnie uśmiechasz, czai się zło i cierpienie, że każdy opuszek palca pokryty jest śmiertelną trucizną, i że to wszystko, to było starannie zaplanowane zbiorowe samobójstwo.
Kamila nawet nie podniosła głowy z poduszki. Leżała tylko uśmiechając i pogwizdując cicho do rytmu, wydobywającego się z pomiędzy trzasków, gdzieś z wnętrza głośnika. W rękach mięła i targała sklepowy paragon.
- Siedząc tu – zdecydowała się wreszcie przerwać milczenie – i mówiąc te wszystkie dziwne rzeczy, zachowujesz się jak ksiądz, który bluźni swojemu bogu. A przecież cała jeszcze pachniesz naszą miłością. Jeszcze nie zmyłaś mnie z powiek, z policzków, moje paznokcie wciąż jeszcze drapią Cię po karku. Założę się, że wciąż jeszcze czujesz mój smak. Czujesz, prawda?
- Sama już nie wiem. – Aneta osunęła się i oparła głowę o uda partnerki – Za wszystko obwiniam Fresco. Półwytrawne wina zawsze działają na mnie destrukcyjnie. Tak samo półwytrawna miłość, nigdy nie wiem kiedy mam z nią przystopować, kiedy powiedzieć dość nim będzie za późno, nim nawalę się jak jakaś pieprzona nastolatka.
- Nie lubię kiedy przeklinasz, ani kiedy opowiadasz głupoty. Nie możesz za wszystkie swoje grzechy obwiniać tych dwóch pustych butelek. Jestem pewna, że doskonale zdajesz sobie sprawę, że to wszystko zaczęło się dużo wcześniej, zanim pierwszy korek opuścił szyjkę, zanim pękła pierwsza banderola. Twój problem polega na tym, że nadajesz zwykłym detalom moc i siłę sprawczą absolutu. Z tego, co mówisz, całą odpowiedzialność za zaistniałą sytuację można by zrzucić na wino, korkociąg, tą wytapetowaną lafiryndę ze stacji beznynowej, która nam je sprzedała, albo twojego byłego. To trochę tak, jakby twoim zdaniem każde danie składało się tylko i wyłącznie z samych przypraw. Prawda jest jednak zupełnie inna. To nie deszcz za oknem popchnął nas do pieszczot, kot, który ocierał się dziś o twoje kostki nie sprawił magicznie, że było ci przyjemniej w łóżku niż podczas którejkolwiek schadzki z Dawidem. To wszystko, co próbujesz przypisać przedmiotom i przypadkom jest tak naprawdę w tobie, w twoim mózgu, emocjach i wnętrznościach, wgryzło się w twój układ nerwowy tak, że teraz żyjecie w jakiejś dziwnej symbiozie. Jak na to wszystko patrzę, to myslę nawet, że cała tym jesteś.
- Dlaczego próbujesz wmieszać w to Dawida? Przecież nawet go nie znasz. Wiesz o nim tylko tyle,ile zdecydowałam ci się opowiedzieć i ile wyczytałaś z tego, co zdecydowałam się przed tobą zataić. To właśnie ty się mylisz. Próbujesz oddzielić smak i właściwości herbaty od jej zapachu, ilości dodanego do niej cukru i cytryny, od koloru kubka, w jakim została podana. Wydaje ci się, że wszystko jest tylko i wyłącznie swoim rdzeniem, a cała reszta to już ludzkie „widzimisię”. Zresztą nie chcę się teraz kłócić. Kto to widział, żeby rozmawiać o takich sprawach nago.
- A dlaczego nie nago? – Kamila nie przestawała się uśmiechać – Nago jest tak samo dobrze, jak w ubraniach. Dlaczego kawałek szmaty ma nam dyktować tematy, o których możemy rozmawiać bądź nie?