wtorek, 9 sierpnia 2011

1

Aneta siedziała na łóżku i jadła pomarańczę. Starała się nie myśleć o możliwych konsekwencjach tego, co stało się tutaj przed chwilą. Było jej na zmianę zimno i gorąco. Za zamkniętym oknem szalała burza. Włączone cicho radio trzeszczało. To była idealna pogoda na zdradę.
- Wiesz – odważyła się w końcu odezwać naciągając kołdrę na nagie uda – ja chyba przestałam już w to wszystko wierzyć. W to miasto, w ducha świętego, w twoje słowa i udawaną niewinność . Na szczęście razem z wiarą minął mi też strach. Dziś, kiedy z potem i perfumami wysysałam ze skóry twoją duszę, zrozumiałam, że tyle w nas miłości, ile brudu, że to wszystko było jak wspólne pranie. Początkowo trochę się przeraziłam. Zawsze wyobrażałam sobie miłość, jako rodzące się małe dziecko, o które trzeba dbać i troszczyć się, które sprawia radość tak długo, aż nie stanie się męczące i uciążliwe. Potem jest już tylko cierpliwe wychowywanie, aby wyrosło na kogoś porządnego i „wykształconego”. Tymczasem to, co dziś zobaczyłam w twoich oczach, co wyczułam pomiędzy palcami, między udami i za uchem, to było czyste szaleństwo, obłęd. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może kochać w ten sposób, tak bardzo radośnie i smutno zarazem. Tak bardzo bez opamiętania. Ktoś musiał cię kiedyś bardzo mocno skrzywdzić, jak jakąś sierotę, albo zwierzaka. Nie jesteś sierotą, prawda? Ja zawsze trochę bałam się zwierząt. Czułam, że nie mogę im ufać. Może dlatego, że nie potrafiłam czytać z ich twarzy. Twoja też jest teraz dla mnie tajemnicą. Nie chodzi mi tu już nawet o oczy, które są cholernie dziwne, ani o wiecznie zimny nos, ale o to, co pod nimi. Mam wrażenie, że w każdej twojej zmarszczce, kiedy się tak do mnie uśmiechasz, czai się zło i cierpienie, że każdy opuszek palca pokryty jest śmiertelną trucizną, i że to wszystko, to było starannie zaplanowane zbiorowe samobójstwo.
Kamila nawet nie podniosła głowy z poduszki. Leżała tylko uśmiechając i pogwizdując cicho do rytmu, wydobywającego się z pomiędzy trzasków, gdzieś z wnętrza głośnika. W rękach mięła i targała sklepowy paragon.
- Siedząc tu – zdecydowała się wreszcie przerwać milczenie – i mówiąc te wszystkie dziwne rzeczy, zachowujesz się jak ksiądz, który bluźni swojemu bogu. A przecież cała jeszcze pachniesz naszą miłością. Jeszcze nie zmyłaś mnie z powiek, z policzków, moje paznokcie wciąż jeszcze drapią Cię po karku. Założę się, że wciąż jeszcze czujesz mój smak. Czujesz, prawda?
- Sama już nie wiem. – Aneta osunęła się i oparła głowę o uda partnerki – Za wszystko obwiniam Fresco. Półwytrawne wina zawsze działają na mnie destrukcyjnie. Tak samo półwytrawna miłość, nigdy nie wiem kiedy mam z nią przystopować, kiedy powiedzieć dość nim będzie za późno, nim nawalę się jak jakaś pieprzona nastolatka.
- Nie lubię kiedy przeklinasz, ani kiedy opowiadasz głupoty. Nie możesz za wszystkie swoje grzechy obwiniać tych dwóch pustych butelek. Jestem pewna, że doskonale zdajesz sobie sprawę, że to wszystko zaczęło się dużo wcześniej, zanim pierwszy korek opuścił szyjkę, zanim pękła pierwsza banderola. Twój problem polega na tym, że nadajesz zwykłym detalom moc i siłę sprawczą absolutu. Z tego, co mówisz, całą odpowiedzialność za zaistniałą sytuację można by zrzucić na wino, korkociąg, tą wytapetowaną lafiryndę ze stacji beznynowej, która nam je sprzedała, albo twojego byłego. To trochę tak, jakby twoim zdaniem każde danie składało się tylko i wyłącznie z samych przypraw. Prawda jest jednak zupełnie inna. To nie deszcz za oknem popchnął nas do pieszczot, kot, który ocierał się dziś o twoje kostki nie sprawił magicznie, że było ci przyjemniej w łóżku niż podczas którejkolwiek schadzki z Dawidem. To wszystko, co próbujesz przypisać przedmiotom i przypadkom jest tak naprawdę w tobie, w twoim mózgu, emocjach i wnętrznościach, wgryzło się w twój układ nerwowy tak, że teraz żyjecie w jakiejś dziwnej symbiozie. Jak na to wszystko patrzę, to myslę nawet, że cała tym jesteś.
- Dlaczego próbujesz wmieszać w to Dawida? Przecież nawet go nie znasz. Wiesz o nim tylko tyle,ile zdecydowałam ci się opowiedzieć i ile wyczytałaś z tego, co zdecydowałam się przed tobą zataić. To właśnie ty się mylisz. Próbujesz oddzielić smak i właściwości herbaty od jej zapachu, ilości dodanego do niej cukru i cytryny, od koloru kubka, w jakim została podana. Wydaje ci się, że wszystko jest tylko i wyłącznie swoim rdzeniem, a cała reszta to już ludzkie „widzimisię”. Zresztą nie chcę się teraz kłócić. Kto to widział, żeby rozmawiać o takich sprawach nago.
- A dlaczego nie nago? – Kamila nie przestawała się uśmiechać – Nago jest tak samo dobrze, jak w ubraniach. Dlaczego kawałek szmaty ma nam dyktować tematy, o których możemy rozmawiać bądź nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz